a w moim pokoju...
Komentarze: 2
popioły
i suchość dni obecnych
...
I nadszedł czas najwyższy. Rozpostarłam drzwi mojego zakonu. Życie nadało mi nowe imię. A raczej Ty to zrobiłeś. Dopóki samotności ręki nie podam, dopóty Ty triumfujesz. Przecież dobrze wiesz, że nie lubie przegrywać. To nie w moim stylu, chadzać z opuszczoną głową. Nie mi pisany los ofiary. Jedyne co mogę, to założyć kaptur na głowę, puścić głośniej muzykę i szerzej otworzyć oczy. By nie wiedzieć, by nie widzieć, by nie usłycheć ani słowa. Szeptem nie operujesz, a tylko on leży w mym zrozumieniu. Ktoś mi macha czarnym habitem i różańcem drewnianym osnutym duszącym zapachem uschłych róż. Lecz kto by mnie na droge pobłogosławił. Kto korzeń mój wyrwał. No cóż. Rozumię. Ja sama.
I czemu ona mi tak podobna. W myśli. W temperamencie. Ta lepsza strona wspólnej tajemnicy. Tak dawno jej nie widziałam. Oczu mych nie uspokajała czerń jej koszuli. Nie drażnił zapach jej kota. Stopa nie otarła się o chropowatą kafelkę w jej przedpokoju. Ona nie wspomina mnie z tą częstotliwością. W końcu ja to tylko 'rodzinka od święta' a że święta bywają tu rzadko...
Tu ukojenia nie znajdziesz. To tylko my kapłanki. te same, które pare dni temu rzucały na ciebie urok. Te same, które wyśmiałeś na przystanku. Te same, które nazywasz koleżankami. Te same jak wszyscy ci sami. W szarej bieli tatuażu. Naszym herbem samotność i nostalgia, a pomiędzy szaleństwo. Szaleństwo w oczach. Ty nazywasz to kurwikami. Spękanym drzewem, pustynia naszych uczuć.
I na siłę ktoś próbuje wmówić, że mnie kocha, a kochać nie powinien. Tak, że niby chce być blisko, że potrzebuje. A ja najzwyczajniej w świecie nie wierzę. W oczach kłamstwa nie utopisz, ono i tak wypłynie na wierzch. Dziś zdepczę miłość, wzgardzę nią. I poczekam, poczekam w spokoju jak zada mi cios w najmniej spodziewanym momencie. Ona zbyt dobrze zna mój czuły punkt.
Nic nie trwa wiecznie. Czas złożyć ofiarę.
Dodaj komentarz